Strony

Strony

sobota, 19 grudnia 2015

3."Did you have your fun?"


She's so bad she's good for me
This girl knows ways you won't believe
One night is all she needs
Love me, leave me, left me numb
Did you have your fun?
Laura
    Lot trwał od dobrej godziny, a ja nadal nic nie wymyśliłam. Ross spał opierając się na moim ramieniu, co było trochę rozpraszające. Musiałam wpaść na coś, co uwolniłoby mnie od obowiązków żony, w trakcie nocy poślubnej. Jasne, był przystojny, pociągający, ale nadal był to po prostu Ross. Ten sam, który wrzucał mi ślimaki za bluzkę, kiedy miałam nie więcej niż pięć lat. Zawsze zazdrościłam mu kontaktów z rodzicami i byłam wściekła, kiedy wszyscy świętowali jego sukcesy.

Musiałam przyznać, dorósł, zmężniał i był nieziemsko seksowny, ale nasze małżeństwo było jedynie na papierku i tak miało zostać.
Blondyn wtulił się w zagłębienie mojej szyi.
- Może rozważysz moją propozycję i pójdziemy się położyć w sypialni na tyłach samolotu?
Jego oddech na mojej skórze sprawiał, że czułam dreszcze.
- Mówię to po raz kolejny. Nie. Chce. Mi. Się. Spać. Możesz iść sam- odwróciłam głowę w stronę okna i udawałam, że podziwiam widoki.
- Zostanę z tobą. Tak czy siak musimy porozmawiać o naszych planach na przyszłość. Wolałbym zrobić to teraz, ponieważ podczas naszego miesiąca miodowego nie będziemy mieć na to czas- zaczął składać pocałunki na mojej szyi, ręką gładząc talię.
- Przestań, nie tutaj- wycedziłam przez zęby.
'Nie tutaj' znaczyło 'nigdy w życiu'. Miesiąc miodowy mu się marzył? Akurat.
- Okej- odsunął się, poprawiając sobie krawat.
- Skoro chcesz mówić o przyszłości, proszę bardzo, ale jestem pewna, że nasze wizje nie będą miały nic wspólnego.
- Naprawdę? Powiedz mi, jak ty sobie to wyobrażasz...
- Po pierwsze, mam zamiar zacząć studiować, po drugie nie ma mowy o żadnych dzieciach.
Postanowiłam przedstawić sprawę jasno. Słyszałam, kiedy rozmawiał z moją matką na temat dzieci.
- Studiować? Nie było o tym mowy i nie zaczynaj więcej tego tematu- powiedział stanowczo, chcąc wybić mi ten pomysł z głowy.
- Nie możesz mi mówić co mam robić. Chcę się dalej uczyć!- podniosłam głos.
Jasne, tak naprawdę nie chciałam, ale było to lepsze od bycia kurą domową i rodzenia dzieci.
- Powiedziałem już coś i to nie podlega dyskusji, koniec tematu.

Ross

     Byłem zły, kiedy Laura oznajmiła mi, że chce iść na studia. Miałem swoje poglądu i nie miałem zamiaru ich zmieniać. Co do dziecka, nie miała za wiele do gadania. Nie miałem zamiaru się zabezpieczać, a z tego co wiem, ona też tego nie robiła, więc i tak zaszłaby w ciążę.
Po dotarciu do rezydencji, udaliśmy się do naszej sypialni.
- Gdzie jest mój pokój?- zapytała stojąc w drzwiach.
- Tutaj, ta sypialnia jest nasza- podkreśliłem ostatnie słowo.
- Nie, nie, nie. Nie mam zamiaru z tobą spać- powiedziała spokojnie, kręcąc przy tym głową.
Byliśmy małżeństwem, jak ona to sobie inaczej wyobrażała?
- Zrobisz to, i chciałbym Ci przypomnieć, że to nasza noc poślubna, nie mam zamiaru zmarnować jej na kłótnie z tobą- podszedłem do dziewczyny i zacząłem rozpinać jej koszule.
- Na pewno nie będę uprawiać z tobą seksu- odepchnęła mnie i cofnęła się na korytarz.
- Jestem zmęczona i mam zamiar iść spać- odwróciła się i weszła do pokoju na przeciwko naszej sypialni.
Podszedłem do drzwi i chwyciłem za klamkę, chcąc je otworzyć. Były zamknięte.
- Laura, otwórz te drzwi do cholery. Przestań robić przedstawienie- zacząłem się denerwować.
Odpowiedziała mi cisza. Ta dziewczyna wykończy mnie szybciej niż myślałem.

Laura
    Rano Ross robił mi wyrzuty za szopkę, którą odstawiłam, ale nie przejęłam się tym za bardzo. Postanowiłam jak najszybciej doprowadzić do rozwodu, i nawet wiedziałam jak powinnam to rozegrać.
Kiedy oznajmił mi, że mam się naszykować, ponieważ zabiera mnie do miasta, aby trochę pozwiedzać, wiedziałam, że był to idealny czas na wcielenie w życie mojego planu. Tuż przed wyjazdem spakowałam trochę ciuchów i rzeczy, które miały mi pomóc. Ubrałam skórzany gorset i krótkie spodenki z tego samego materiału, oraz trampki za kolano. Doszłam do wniosku, że czegoś jeszcze tu brakuje, a mianowicie makijażu i potarganych włosów. Udałam się do łazienki, która mieściła się w pokoju, otworzyłam swoją kosmetyczkę i uśmiechnęłam się złowieszczo. Wyjęłam z niej czarny cień do powiek i zaczęłam się malować. Końcowy efekt wyszedł tak jak chciałam, wyglądałam jak diablica, czarne oczy i mocno czerwone usta. Natapirowałam jeszcze włosy by wyglądało to bardziej strasznie, stwierdzam, że niezła ze mnie aktorka.
  Jak gdyby nigdy nic zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Ross. Jego oczy dosłownie wypadły z orbit, i zanim zdążyłam zareagować, zaczął robić mi wyrzuty.
- Co ty do jasnej cholery założyłaś? Jak ty wyglądasz? Masz zamiar tak gdziekolwiek wyjść?- uniósł się, nie odrywając wzroku od moich ciuchów.
- Jasne...? To normalny strój. Mam zamiar iść tak, albo zostań tutaj.
Widziałam jak żyłka na jego szyi pulsowała, co jedynie potwierdzało, że nieźle się wkurzył.
- W takim razie, nigdzie nie idziemy, a nas czeka poważna rozmowa o tym, co wypada robić i jak powinnaś się zachowywać. Idziemy do sypialni- złapał mnie za przedramię i zaczął prowadzić po marmurowych schodach.
UPS...?

Rozdział 3.
Przepraszam że nic nie dodaje ale naprawdę nie mam czasu na nic...
:)

piątek, 11 września 2015

2 "You're looking right in my eyes, And I know that you're lying."



You're looking right in my eyes,
And I know that you're lying -
Patrzysz prosto w moje oczy
I wiem, że kłamiesz. - R5 "Repeating Days"
Laura
Siedziałam przed wielkim lustrem na wygodnym fotelu w salonie fryzjerskim. Fryzjerka próbowała wszelkimi sposobami przekonać mnie do współpracy z nią, mówiła, że to najważniejszy dzień w moim życiu, że nie powinnam być tak obojętna. Niby czym miałam się cieszyć? Kajdankom, która zostanie mi wciśnięta na palec za parę godzin? Zaczęłam nienawidzić swoje życie i moich rodziców. Idioci myślą, że będę skakała pod sufit i szczerzyła się jak głupia do Rossa, z którym nie wyobrażam sobie życia. Jeszcze ta głupia przysięga, którą napisała mi matka, przecież to niedorzeczne. Mam przysięgać przed wszystkimi, że będę szczęśliwą kochającą męża żoną, choć naprawdę tak nie będzie. Gniotłam delikatnie kartkę nad którą moja rodzicielka siedziała całą noc.

- Laura, pokażesz mi, w końcu co Twoja mam nabazgrała?
Spytała się mnie moja najlepsza przyjaciółka i siostra mojego byłego chłopaka, z którym musiałam zerwać przez ślub.
- Trzymaj.
Podałam jej kartkę, zaczęła czytać ją na głos choć nie prosiłam jej o to.
- Gdyby wszystko przepadło, a on jeden został, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po prostu nic wspólnego.
Obiecuję, że nigdy Cię nie opuszczę, a moja miłość do Ciebie nie wygaśnie choćby świat miał się skończyć.
Po przeczytaniu tej jakże pięknej przysięgi Megan dostała szklanek w oczach. Nie spodziewałam się, że tak zareaguje.
- To jest piękne.
Pociągnęła nosem i uśmiechnęła się do mnie szeroko, ja zaś skrzywiłam się i popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Moje bujne loki swobodnie opadały na ramiona, mój jasny makijaż idealnie pasował do prostej, nieskomplikowanej fryzury. Wyglądałam ślicznie, ale nie cieszyłam się tym faktem. Zawsze marzyłam o ślubie i byłam szczęśliwa, że kiedyś wyjdę za mężczyznę, którego kocham i z którym będę chciała być do końca moich dni. To wszystko nie wywoływało u mnie przyjemnych uczyć tylko te negatywne.
- Megan podaj mi przysięgę.
Grzecznie oddała mi papierek, a ja bez namysłu go podarłam. Nie będę tego mówić i koniec kropka.
- Coś Ty zrobiła!
Wrzasnęła, nie spodziewałam się tego, że zacznie to zbierać i układać w jedną całość. Ten widok mnie zszokował.
- Nie rób tego, umiem to już na pamięć.
Stwierdziłam, chociaż w ogóle tego nie umiałam, przeczytałam to tylko dwa razy. Blondynka odetchnęła z ulgą, naprawdę myślała, że ten dzień jest najszczęśliwszym w moim życiu. Gdyby tylko znała prawdę wywiozłaby mnie do innego stanu i nie pozwoliła wyjść za mąż. 

        Mama kazała mi się stąd nie ruszać, musiałam ubrać sukienkę i welon, do ceremonii zostały tylko dwie godziny. Siedziałam na wielkim parapecie, z którego widać było ogród, tam właśnie zostanę związana na zawsze z Rossem. Wszystko było białe, a goście już powoli przychodzili, pewnie chcieli zająć najlepsze miejsca. Zdziwią się gdy zobaczą, że każde krzesło jest podpisane. Czekałam i czekałam, aż w końcu drzwi się otworzyły, nie ujrzałam w nich matki tylko pana młodego.
- Cześć.
Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna uśmiechnął się do mnie i zamknął za sobą drzwi. Na niego też byłam wściekła, zgodził się na ślub. Głupi staruch...
- Cześć.
Odpowiedziałam, a na mojej twarzyczce ukazała się prawie niewidoczny uśmiech. Musiałam przyznać, że był przystojny, ale to nie wystarczy by brać ślub.
- Denerwujesz się?
Zapytał ponieważ nie okazywałam żadnych emocji, wszystko dusiłam w sobie i bałam się, że zaraz wybuchnę.
- Trochę. Co Cię tu sprowadza?
Nie miałam ochoty na niego patrzeć, napatrzę się na niego przez resztę mojego beznadziejnego życia.
- Chciałem złożyć Ci życzenia. Wszystkiego najlepszego Laura.
On pamięta o moich urodzinach? Myślałam, że przez te całe małżeństwo z rozsądku każdy o tym zapomniał. Mile mnie tym zaskoczył.
- Dziękuję Ross.
Nie był złym człowiekiem, po prostu nie potrafiliśmy się dogadać. Podszedł do mnie i wyciągnął z kieszeni małe czerwone w kształcie serca pudełeczko. Położył je na mojej dłoni i czekał aż zacznę oglądać jego zawartość. Otworzyłam pudełko, moim oczom ukazał się łańcuszek z białego złota i zawieszka również w kształcie serca. Były na niej wygrawerowane nasze inicjały i nazwisko mojego przyszłego męża. Szlag by to trafił, jeszcze jedna rzecz, która będzie wszystkich informować o tym, że jestem mężatką w tak młodym wieku.
- Jest śliczny, dziękuję.
Wciągnął łańcuszek, kazał mi odgarnąć włosy, zrobiłam to. Zapiął go na mojej szyi i ponownie stanął przede mną. Przybliżył swoją twarz do mojej i gdy chciał mnie pocałować odwróciłam głowę w drugą stronę, był to odruch bezwarunkowy. Zrozumiał, że tego nie chce, złożył szybkiego całusa na moim policzku i wyszedł mówiąc do zobaczenia.
- Nienawidzę tego wszystkiego, nienawidzę!
Mruknęłam do siebie.



    Ross
  Stałem przed kapłanem i czekałem na wejście panny młodej. Denerwowałem się coraz bardziej z minuty na minutę. Bałem się, że zapomnę przysięgi, którą sam napisałem, bałem się również, że może Laura ucieknie i nikt nie będzie w stanie jej znaleźć. Nagle usłyszałem granie fortepianu, moją przyszłą żonę ubraną w piękną białą suknie ślubną prowadził ojciec. Suknia była prosta i  piękna, Laura  wyglądała olśniewająco.



 Szła po płatkach kwiatów, które porozrzucały dziewczynki w różowych sukienkach, wszystko wyglądało niesamowicie. Właśnie tak wyobrażałem sobie ten dzień. Kiedy mój przyszły teściu oddał w moje ręce swoją jedyną córkę ująłem jej dłoń i stanęliśmy razem przodem do kapłana.

Kapłan

     Otworzyłem wielką księgę, nie czekając oni chwili dłużej zacząłem ceremonię.
- Zebraliśmy się dzisiaj tu by połączyć tych dwóch ludzi na zawsze.
"Dwoje ludzi, którzy siebie sobie objawili w całym swoim pięknie, mądrości i wrażliwości, subtelności, takcie w najgłębszym swym człowieczeństwie i zachwycali się sobą nawzajem i świata poza sobą nie widzieli. I nie chcą żyć jedno bez drugiego. I chcą żyć jedno dla drugiego."
Przewróciłem kartkę na drugą stronę i ogłosiłem, że czas na przysięgę małżeńską. kobieta i mężczyzna odwrócili się przodem do siebie, wpierw swoją wygłosić miał pan młody.
- "Miłości nie udowadnia się słowami."
Ślubuję, że będę Cię kochać, szanować i przyrzekam, że uczynię wszystko aby nasze małżeństwo, było szczęśliwe i trwałe. Przysięgam również, że nigdy Cię nie opuszczę.
Teraz kolej panny młodej, wszyscy byli ciekawi co powie swojemu przyszłemu mężowi.
- Będę Cię kochać, szanować i obiecuję, że w miarę możliwości uczynię nasze małżeństwo szczęśliwym.
Wszyscy oczekiwali, że jeszcze coś doda, ale nic już nie powiedziała. Para wymieniła się obrączkami, zostało tylko jedno.
- Możesz pocałować pannę młodą.
Nowożeńcy pocałowali się, nie trwało to długo, ale u każdego na twarzy pojawił się uśmiech.



Laura
   Gdybym nie musiała nie całowała bym Rossa, ale mus to mus. Oczywiście wszyscy nam gratulowali, Lucas wyglądał na szczęśliwego, ale ja szczęścia nie czułam. Uśmiechałam się sztucznie i udawałam radość i podekscytowanie. Miałam męża, nie mogłam w to uwierzyć.
- Mogę ją porwać na słówko?
Zwróciła się do blondyna moja matka.
- Jasne.
Odparł, a kobieta jak opętana złapała mnie za rękę i zaprowadziła do pustego pokoju, który znajdował się na końcu korytarza.
- Co Ty sobie wyobrażasz! Jak mogłaś nie powiedzieć przysięgi, którą Ci napisałam! Wstyd przed wszystkimi, wstyd!
Histeryzowała jak zwykle, nie mogłam jej powiedzieć, że ją podarłam, na poczekaniu wymyśliłam.
- Byłam zestresowana zapomniałam jej po prostu.   
- Nie kłam! Zrobiłaś to specjalnie!
Miałam dość jej, nienawidziłam jej coraz bardziej. W ogóle nie myślała o moich uczuciach.
- Daj mi spokój, to Twoja wina, to Ty mnie zmusiłaś do ślubu. Ja tego nie chciałam.
Ominęłam ją i wyszłam, nie wytrzymałabym tam oni chwili dłużej. Miałam ochotę płakać i krzyczeć w niebo głosy. Może  to tylko sen i jak się obudzę to wszystko będzie tak jak zawsze.
- Laura.
Ross złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.
- Wszystko w porządku?
Po mojej minie było widać, że coś jej nie tak. Moja "kochana" mamusia stała za nami z kwaszoną minom.
- Tak, po prostu mojej mamie nie podobała się to, że ze stresu zapomniałam przysięgi.
Nie tylko mój mąż to słyszał, ludziom koło nas też obiło się to o uszy. Mężczyzna zachichotał i przytulił mnie do siebie.
- Dla mnie to była najpiękniejsza przysięga jaką mogłaś powiedzieć.
Przejechał dłonią po mojej głowie i uśmiechnął się szeroko. Nagle wszyscy dookoła zaczęli krzyczeć gorzko, gorzko. Jak na udawaną miłość nie pozostało nam nic innego jak się pocałować. Nasz całus był długi i namiętny, wszystkim ugięły się kolana jak na nas patrzeli.



    Ross
Wesele skończyło się o północy, przebiegło bardzo przyjemnie. Cieszyłem się, że teściowie postanowili wybrać amerykańskie potrawy, czułem się choć trochę jak u siebie. Wszyscy chwalili przystawkę, obiad i deser, smakowało im, a to najważniejsze. Wraz z moją żoną siedzieliśmy już w moim znaczy się od dzisiaj już naszym prywatnym samolocie. Postanowiłem się trochę przespać, pewnie gdy wrócimy do domu czekają nas przyjemne chwile tylko we dwoje. Byłem szczęśliwy, że mam ją przy sobie i że zawsze będzie przy mnie.
Oparłem głowę na jej ramieniu i zasnąłem.


Rozdział 2.
Rozdział 3 pojawi się po skończeniu Two Young Hearts. Dziękuję za 14 komentarzy pod pierwszym rozdziałem.
Mam nadzieii, że nie jesteście zawiedzeni tym rozdziałem.
Do 28 rozdziału na Young Hearts. :*



niedziela, 30 sierpnia 2015

1."I can't say I'm in love"

I can't say I'm in love - Nie mogę powiedzieć,że jestem zakochany. -R5

Laura
- Nie kręć się tak, bo zaraz wszystkie szpilki powypadają i będzie trzeba zaczynać od początku- matka skarciła mnie, podczas gdy krawcowa wbijała kolejne igły w materiał okrywający moje ciało.
- Nie mam ochoty tu stać. Chcę już iść- byłam kompletnie znudzona.

- Nigdzie nie pójdziesz. Pani Martin musi wiedzieć, w których miejscach trzeba poprawić. Zostały tylko dwa dni do wesela i tyle do zrobienia. Musimy potem iść po drugie buty na ceremonię, bo, oczywiście, stare musiałaś wrzucić w błoto. Jeśli nie zaczniesz współpracować, ten ślub będzie jedną wielką klapą- dramatyzowała, teatralnie gestykulując.
To było śmieszne. Zmusili mnie do ślubu i jeszcze oczekiwali, że będę się cieszyć i beztrosko pomagać w przygotowaniach? Niedoczekanie.
- Dziwisz się mamo, że ten ślub nie jest mi na rękę? Myślisz, że spędzenie całego życia z kimś, kogo nawet nie lubię, jest moim marzeniem? Grubo się mylisz. To właśnie przez Was moje życie będzie beznadziejne.
Wiedziałam, że choćbym nie wiem jak próbowała odwieść rodziców od tego pomysłu, nie uda mi się. Jeśli coś postanowili, nie było odwrotu.
- Przestań kochanie, ten ślub to najlepsze, co moglibyśmy dla Ciebie zrobić. Ross jest przystojny, miły, kulturalny i dwa razy bardziej bogaty niż ja i twój ojciec, choć nie skończył nawet dwudziestu pięciu lat. Pomyśl tylko, zamieszkacie niedaleko Los Angeles, najromantyczniejszego miasta na świecie. Będziesz żyła jak księżniczka, jeszcze Ci mało?- ostatnie zdanie powiedziała z wyrzutem.
- Ale mamo, na Boga, on jest ponad miesiąc starszy!
- Przestań kochanie, powinnaś się cieszyć, jest doświadczony. Nie rozumiesz, że ten ślub to dla niego ucieczka od problemów? Stracił rodziców niecały rok temu, potrzebuje żony, która będzie go wspierać- matka nie miała argumentów, więc wyciągnęła sprawę państwa Lynch.

Wiedziała, że byli dla mnie jak rodzina, w przeciwieństwie do ich syna. Kłóciliśmy się przy każdej okazji.
- On stracił rodziców, ja stracę swoją wolność- powiedziałam tak, żeby nie mogła mnie usłyszeć.
A podobno rodzice powinni być wsparciem.



Ross

- Jesteś pewny, że ten smoking będzie dobry?- zapytałem mojego przyjaciela.
- Tak, jest lepszy niż ten pierwszy. Naprawdę myślisz, że ten ślub to dobry pomysł?- miał wątpliwości.
- Przestań, za rok będę miał 25 lat, to najlepszy czas na założenie rodziny. Jaki facet na moim miejscu nie byłby zadowolony? Laura jest śliczna, ma idealne ciało, znam ją odkąd się urodziła. Może ma charakterek, ale przecież jest jeszcze młoda, utemperuję ją- walczyłem z muchą, która na złość stawiała opór.
- Nie sądzisz, że jest za młoda? Nie nadaje się jeszcze na żonę, a tym bardziej na matkę. Ona jest angielką i ma zupełnie inne wyobrażenia o początkach małżeństwa niż ty. Nie lepiej byłoby, gdybyś wziął za żonę amerykankę? Kobietę o tej samej krwi, co ty?- próbował odwieść mnie od pomysłu ślubu, lecz na marne.
- Zwyczaje anglików i nasze, wcale nie różnią się tak bardzo. Po za tym, ta dziewczyna podoba mi się nie tylko pod względem seksualnym.
- Chcesz mi powiedzieć, że się zakochałeś?
- Może.




Rozdział 1 na drugim blogu. :)
Kto się cieszy? :D
Mój drugi blog :)
Przepraszam za błędy :)
Komentujcie i obserwujcie :*